TopLista - Wyprawy Rowerowe
Zagłosuj na Nas !







 
9 Lipiec 2007
(Nasielsk - Pułtusk - Zatory - Popowo - Wierzbica - Serock - Zegrze - Nieporęt - W-wa)
Długość trasy 117,3 km.

Trasę przejechali: Tadeusz, Iwona, Karolina, Klaudia, Marcin

Zobacz zdjęcia

Nasza wyprawa, zaczęła się na Dworcu Zachodnim. O godz. 11:58, z rowerami wsiedliśmy do pociągu jadącego w kierunku Nasielska. Przejazd trwał niecałe 2 godz. W sklepie przy dworcu PKP w Nasielsku, uzupełniliśmy zapasy wody i udaliśmy się do centrum miasta. Szukaliśmy restauracji lub baru ale bez rezultatu, ponieważ nasze organizmy domagały się wzmocnienia (pora obiadowa). Okazało się jednak, że żadnego godnego lokalu w pobliżu nie ma. Na skwerze im. Jana Pawła II, wykorzystaliśmy nasze zasoby pożywienia, i szybciutko przygotowaliśmy obiadek. Posileni i pełni zapału, wyruszyliśmy do Pułtuska. Droga była całkiem przyjemna, świeciło słońce, wiał lekki wiatr, jechaliśmy drogą, wspinając się to pod górkę to znów zjeżdżając w dół. Droga minęła nam dość szybko i do Pułtuska dotarliśmy przed 18:00. W miejscowym sklepie, zrobiliśmy zakupy na kolację i udaliśmy się do Domu Polonii (Zamek w Pułtusku). W ustronnym miejscu znaleźliśmy doskonałe miejsce do przygotowania posiłku. Smakowita kolacja, zakończona kawą i herbatą, poprawiła wszystkim nastroje.

Przebyta odległość, zmusiła nas do zastanowienia się nad dalszym przebiegiem wyprawy. Trzeba było przemyśleć, czy wrócić do Nasielska czy dalej ciągnąć trasę do Warszawy, ponieważ zbliżała się godz. 20:00. Mimo późnej pory wszyscy jednogłośnie podjeliśmy decyzję że jedziemy dalej. Mieliśmy jednak plan zastępczy w przypadku dużego zmęczenia Rybci jadąc zaplanowaną trasą przez Popowo Kościelne zatrzymamy się na nocleg wynajmując domek.

Przed miejscowością Zatory zaczęła psuć się pogoda. Z nieba poleciały pierwsze krople deszczu, ale opady ustały. Ruszyliśmy więc w drogę z pewną ulgą. Nie trwała ona długo. Po kilku minutach ponownie zaczęło padać, tym razem obficie. Do Popowa Kościelnego, dojechaliśmy po 22:00 nieźle przemoczeni. W znanym nam ośrodku z domkami, czekała nas przykra niespodzianka związana z brakiem wolnych miejsc na nocleg.

Pozostało nam jedynie zmotywować naszą Rybcię żeby dała radę dojechać do domciu o własnych siłach. Do Wierzbicy dojechaliśmy około 23:00. Schroniliśmy się na stacji benzynowej, odpoczęliśmy nieco pod zadaszeniem, zmieniliśmy przemoczone ubrania. Zjedliśmy po batonie i ruszyliśmy w dalszą drogę. W Serocku przestało padać, więc zrobiliśmy pamiątkowe zdjęcie i z uśmiechem na twarzach pognaliśmy dalej dobrze przygotowaną i oświetloną ścieżką rowerową. Po kilku kilometrach, ścieżka przemieniła się w chodnik z dużymi szczelinami ,na których Toyota zaliczyła upadek. Na szczęście nic się nie stało, rękawiczki ochroniły ją przed otarciem dłoni. Do Zegrza trochę zmęczeni, dotarliśmy o 24:00 (godzina duchów).

W Zegrzu natknęliśmy się na piekarnię, z której wydobywał się cudowny zapach wypiekanego pieczywa. Nasze zmysły oszalały, więc szybciutko zapytaliśmy sympatycznego piekarza przez uchylone okno, czy sprzeda nam troszkę pieczywa, na dalszą drogę. Nasza radość sięgnęła zenitu gdy piekarz poszedł dla nas po bułki. Po chwili jednak, wyszedł inny jegomość, chyba szef tej piekarni, i oznajmił że nie sprzeda nam żadnego pieczywa, a piekarz niema nic do gadania i jest zamknięty w środku. Słysząc te słowa nie mogliśmy uwierzyć że natknęliśmy się na tak niewyrozumiałego jegomościa. Mimo że zmęczenie i głód dawały nam się we znaki, ruszyliśmy w dalszą drogę. Za Nieporętem znów zaczęło padać. Chroniliśmy się co jakiś czas przed deszczem, pod zadaszeniami przystanków.

I tak opustoszałą ulicą, dotarliśmy do ul. Modlińskiej na której jeździły już nocne autobusy, jednak tylko do centrum. Przestało padać, postanowiliśmy więc wszyscy, że zrezygnujemy z autobusu, i wrócimy do domu o własnych siłach. Po drodze musieliśmy jeszcze pokonać przeszkodę w postaci mostu Grota Roweckiego, po którym nie lubimy jeździć. Trzeba tam przynajmniej 2 razy wnieść i znieść rowery po schodach. Tu rezerwą energii wykazał się Łoś, pomagając naszym dzielnym kobietkom, które były już nieco zmęczone.

Ostatnie kilometry dłużyły się nam niemiłosiernie, dojechaliśmy zmęczeni, ale i bardzo usatysfakcjowani przejeżdżając 117 km i punktualnie o 03:50 nad ranem staliśmy na progu naszego domu.


        

        

        

        

Powrót

oferty sylwestrowe Katalog Stron